Forum AoPU Strona Główna

 Opowiadanie: Cyfrowe sny

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Sob 17:16, 15 Gru 07    Temat postu: Opowiadanie: Cyfrowe sny

....System włącza się z cichym jinglem, po kolei ożywa zestaw główny, peryferia jedno po drugim rozświetlają się zielonymi punkcikami diod. W okno walą raz po raz strugi deszczu, pokój zalany jest bladym niebieskim światłem neonu wyświetlającego reklamy japońskiej elektroniki, który jakiś palant umieścił centralnie po drugiej stronie ulicy. Rozgarniam bajzel na biurku w poszukiwaniu kontrolera, znajduje pod pustą puszką z koncentratem sojowym, na lewo od pustej paczki ziołowych fajek. „Ziołowe – znaczy zdrowe” informuje mnie skośnooka laska z opakowania. Poniżej czerwonymi literami „Możliwość trwałego spadku percepcji poniżej 60 dp”. Na spotkanie czekałem dwa miesiące, redakcja uruchomiła wszystkie formalne i nieformalne kanały aby zorganizować tę ustawkę. Rick nie jest człowiekiem, który rozmawia z byle kim. I za byle co. Ekran rozjaśnia się białym światłem, trójwymiar powoli się kalibruje i na biurko przede mną, pomiędzy puste kubki powoli wpełzają wizualizacje poszczególnych elementów konsoli operacyjnej. Nalegałem na spotkanie osobiście, bez konwencji, w cztery oczy, ale bez większego przekonania – wszystkie persony sieci są przewrażliwione na punkcie swojego fizycznego id, ujawniają go na tyle niechętnie, że po stanowczym „nie” z drugiej strony nie nalegałem.

....Spotykamy się w czwartej konwencji, co napawa mnie obawą – zero adminów, zero nadzoru, zero reguł. Po sieci krążą dzikie historie o tym, co może się zdarzyć w czwartej konwencji, z kradzieżą id włącznie – robię w tej branży od trzech lat i do tej pory nie wiem czy to prawda. Technicy z redakcji mówią, że technicznie owszem, tak. Właśnie dlatego mam ze sobą najlepszego redakcyjnego cerbera – program monitorujący, który będzie nadzorował wszystkie próby interakcji z moim id. No, i będzie ze mną Rick.
Łączę się z siecią, przechodzę przez pierwszą i drugą konwencję, mój rekord sieciowy jest czysty jak łza, trzy programy prześwietlają mnie na wylot i puszczają dalej. Przy wejściu do trzeciej konwencji pojawia się migające czerwone ostrzeżenie, czy naprawdę jestem na tyle szalony, aby ryzykować do niej wejście. Klikam tak, i autoryzuję. Przesuwam się w stronę węzła do czwartej, kiedy zbliża się do mnie xX_Sharky-Xx, jego ID mruga na czerwono, czyli ma na swym koncie już parę ofiar. Cerber warczy ostrzegawczo i otacza mnie szponami obronnego softu, Sharky przez krótką chwilę waha się, krąży dookoła mnie, po czym odlatuje. Jeszcze nie ta liga, aby zmierzyć się z moją ochroną. Docieram do węzła, przechodzę do czwartej. Cztery ostrzeżenia, włącza się alarm firewalla, wszystko oddalam machnięciem ręki i wbijam kod, który przesłał mi Rick.
Zjawiam się na dachu wielkiego wieżowca, który wygląda jakby ktoś trafił w niego parokrotnie rakietą balistyczną. Żelbetowe żebra sterczą z jego rozprutego boku, przecinają blade światło ulicznych latarń. Wiatr huczy mi we włosach, jestem na wysokości 20 piętra, pode mną rozciąga się zalane granatową nocą miasto.

- Na twoim miejscu nie brałbym ze sobą cerbera do czwartej konwencji.

Oglądam się gwałtownie i widzę Rick-a, siedzi na przewróconej antenie satelitarnej i pali papierosa. Posiada avatar, którego jeszcze nie widziałem, szary, elastyczny pancerz, na pierwszy rzut oka w całości zmodyfikowany z jakiegoś modelu A+ lub nawet AA+. Twarz wyróżnia się w mdłej galerii sieciowych standardów urody, wyznaczanych głównie przez smukłe, pełnookie japońskie fizys. Rick wizualizuje się jako starszy mężczyzna, koło 40-tki, z twarzą pooraną siecią zmarszczek. Ta twarz coś mi mówi, jakbym widział ją w powtórkach lecących na kanałach klasyki o drugiej w nocy. Gość ma gust, bez dwóch słów.
Wykonuje ruch ręką, i mój cerber skowyczy, rozpada się na części składowe, po czym znika w jednym błysku. Stało się to tak szybko, że nie zdążyłem zareagować, patrzę na dymiące resztki smyczy w moim ręku.

- Programy ochronne to w tej konwencji jak latarnia na pustym morzu – przyciąga nieproszonych gości szybciej niż gówno muchy. Zaczynamy?

Jasne, uruchamiam cyfrowy dyktafon i pytam:
- Jak zaczynałeś?

Rick wzrusza ramionami.
- Jak wszyscy. Systemy warhammera, AD&D w pierwszej i drugiej konwencji. W drugiej jak się chciało poczuć dreszczyk emocji na plecach. Trzecia w tym momencie dopiero się rozwijała, czwarta to było zupełne podziemie. Byłem w tym dobry, miałem dużo czasu, szedłem w górę przewodu pokarmowego.

- Lubiłeś głównie fantasy?

Rick prycha.

- Lubić można piwo i seks. W tej branży bardzo szybko lubienie staje się chceniem, a potem koniecznością. Kiedy zaczynasz na tym zarabiać, nie ma już miejsca na lubienie. W fantasy byłem najlepszy, mechanika gry najbardziej do mnie przemawiała, zostawiała dużo dla warsztatu.

- A potem zszedłeś do czwartej?

- Tak. Czwarta jest dzika – nie ma żadnego wykazu zezwolonych modów, supportów, systemów. System, w którym teraz siedzimy jest mieszanką wampirology z jakimś dzikim sci-fi. Siedzi gdzieś na jakimś opuszczonym serwerze głęboko w sercu Syberii, postawiono szkielet operacyjnego, reszta w gestii użytkowników. Zero misji, zero zadań. Jesteś taki dobry jak twoje id.

- Wolność, anarchia?

- W pewnym sensie. Brak chłopców z zabawkami, którzy chcą się bawić w porządną czystą wojnę, wsiadają do gotowych czołgów, biorą przygotowane przez twórców systemu włócznie i jadą sobie po statystykach jak Bozia przykazała. Tu jesteś tylko ty i ten drugi, który zastępuje ci drogę. Jeżeli jesteś dobry, zostawisz go za sobą, jeżeli jest lepszy, to on zostawi ciebie.

- Wygrałeś ostatnio najważniejszy turniej w branży, OneOnOne. Pokonałeś w finale słynnego Echo. Jak twoje wrażenia z walki? I dlaczego w ogóle zdecydowałeś się na udział w zawodach z pierwszej konwencji?

- Chciałem głównie pokazać dandysom z pierwszej, że mali są i gówno wiedzą. Walka była nudna i sztampowa. Gdybym zabrał cię na przechadzkę ulicami poniżej, na pierwszym rogu spotkalibyśmy id, które zmiażdżyłoby Echo jednym bitem.

- Opowieści o czwartej – kradzieże id, uszkodzenia mózgu, spontaniczne epilepsje, nawet przypadki śmierci?
Rick wstaje, podchodzi do krawędzi. Drżę, gdy czubki jego butów dotykają krawędzi gzymsu, pod którym rozciąga się dwadzieścia pięter wypełnionej wiatrem pustki.

- Gdy nie ma reguł, wszystko się może zdarzyć. Wiesz dlaczego drżysz gdy spotykasz się z dziewczyną, chłopcem, czymkolwiek co cię kręci? Bo nie ma reguł. Może ci dać, a może ci dać w mordę. Tam gdzie nie ma reguł, zaczyna się życie.

- Po pojedynku z Echem odezwały się głosy, że grałeś zmodowaną postacią.
Rick się krzywi.

- W pierwszej chyba nieszczególnie jest możliwość grania z modami, nieprawdaż?

- Twoje słowa: każdy nadzór można oszukać.

- Szaraki nie rozumieją, że każda rozgrywka rozpoczyna się od poznania możliwości i ograniczeń systemu. Jeżeli system dopuszcza krytyki na dwudziestym szóstym, ponura większość zadowoli się tym, że będzie miała na dwudziestym szóstym krytyki. Tacy jak ja studiują system, studiują kod, znajdują furtki, szukają sytuacji, kiedy standardowe reguły wypierane są przez inny kod, albo starszy, albo wadliwy, albo wręcz kod, który został umieszczony tam celowo. Bonus dla poszukiwaczy.
Wyłączam dyktafon.
- To co, zaczynamy?

W ciemności błyskają białka zębów.
- Jassssne.

....Redakcja w ramach plebiscytu wybrała trzech naszych odbiorców na ustawkę z Rickiem. Walka odbędzie się równocześnie w pierwszej, zwycięzcą zostanie ostatnia trzymając się na nogach postać. Rick jest geniuszem, aczkolwiek nie ma dużych szans – przewaga trzech na jednego nie zostawia dużo dla umiejętności. Zdziwiło mnie dlaczego się zgodził, dopóki nie dotarłem swoimi kanałami do jego pay-check’u Za takie honorarium mógłbym siedzieć przez miesiąc w czwartej.
Lecimy przez czwartą, trzecią i drugą. W drugiej łapie nas monitor, skanuje na wszystkie możliwe sposoby jako osoby, które według zapisu połączeń właśnie wyleciały z czwartej. Rick przechodzi bez problemu, zastanawiam się jak to możliwe. Jeżeli połowa z tego co mówią w sieci to prawda, powinien z miejsc dostać kwarantannę na kolejne dwieście lat. Najwyraźniej opowieści o kradzieży id są prawdziwe – Rick używa rekordu kogoś innego.
W pierwszej mamy wydzierżawiony kawałek serwera, i zaprogramowaną czworokątną arenę. Przeciwnicy Rick’a już czekają – mam ich dane na dysku, żaden nie skończył 14 lat. System to standard fantasy, plus statut honorowy. Adwersarze Rick-a wizualizują się jako paladyn, czarnoksiężnik i łucznik. Wszyscy mają na sobie pancerze AAA+, praktyczna ezoteryka dla szarych zastępów zaludniający serwer, Święty Graal dla poszukiwaczy cyfrowych przygód. Przez wirtualną przestrzeń niemal czuję ich zdenerwowanie, nerwy napięte do ostatnich granic. Zwycięstwo będzie dla nich oznaczało przejście do legendy, odciśniecie swojej elektronicznej sygnatury na cyfrowym chodniku sław, przepustkę do rozgrywek ligowych, sławy, uznania. Obok mnie wizualizuje się Rick, ten sam avatar co wcześniej, pancerz dostosowany do pierwszej, postać o ile się nie mylę, zabójcy. Ze zdziwieniem widzę, że nie ma na sobie nawet set-u AA, zamiast tego nosi lekką tunikę. Domyślam się błędu, daję sygnał o wstrzymaniu walki i ponownym wyborze ekwipunku, ale Rick macha ręką, jest gotowy.
Rozlega się gong, Rick wchodzi powoli na środek areny. Łucznik nie wytrzymuje napięcia, łamie statut honorowy, i zamiast odczekać obowiązkowe trzy sekundy, wysyła płonącą strzałę. Bełt trafia Rick-a w ramię, impet rzuca go na kolana. To sygnał dla pozostałych dwóch, mag rzuca na niego zaklęcie spowalniające, Paladyn przyskakuje i tnie z rozmachem przez bark zabójcy. Trzy postacie decydują się bez słów, aby wyłączyć najpierw z gry najbardziej niebezpieczną postać. W rękach czarodzieja materializuje się żywy, trzeszczący płomień. Łucznik trafia jeszcze dwa razy, za drugim razem okulawiając zabójcę. Paladyn przywołuje świętą aurę, i tnie jeszcze dwa razy. Pasek życia Rick-a spada do jednej trzeciej, jeszcze dwa, trzy ciosy i dalsza rozgrywka rozegra się bez niego. U sieciowych bukmacherów stawia się 9:1 przeciwko niemu. I wtedy Rick podnosi się z kolan.
W jego ręce lśni sztylet, nie znam tego typu, wydaje się jakby zamiast ostrza miał wibrujący kawałek przestrzeni, zmiennokształtną dziurę w kodzie. Tekstury załamują się na klindze. Rick płynnie wymija atakującą klingę paladyna, chwyta go z bark, i kończąc ruch wbija sztylet aż po rękojeść w pachwinę wojownika. Pasek życia paladyna blokuje się na moment, system dławi się pod naporem danych, po czym święta aura pryska jak bańka mydlana, pasek życia w jednym uderzeniu spada do zera. Paladyn osuwa się na kolana, a następnie pada na twarz zalany krwią.
Z rąk maga wyskakuje lśniący jęzor ognia, pędzi w kierunku zabójcy, pod wpływem jego żaru pękają kostki, którymi wybrukowana jest arena. Kiedy dosięga Rick-a, ten wbija swój sztylet w sam środek strumienia ognia. Płomień zamiera w miejscu, nie ma informacji o trafieniu, komentatorzy milkną zaskoczeni. I wtedy Rick przekręca ostrze w środku zaklęcia, cały system wierzga gwałtownie, na podglądzie kodu ostrzeżenia o błędach nakładają się na siebie. Kod odrzuca błędne wartości, debug przywraca system do poprawnego stanu. Zaklęcie pryska, impet odrzuca maga do tyłu, i nadziewa się na ostrze Ricka, który materializuje się za jego plecami. Jeden na jeden.
Łucznik naciąga powoli cięciwę, klejnoty którymi jest wysadzany jego łuk rozjarzają się kolejno bladym światłem, wokół jego postaci zapala się bladoniebieska aura. Cięciwa brzęczy, strzała rozmazuje się w poprzek areny, pędzi na spotkanie Ricka. Który chwyta ją gołą ręką. Odrzuca na bok i powoli rusza w kierunku łucznika. Ma jakieś dziesięć metrów, korzystając ze zwinności zabójcy mógłby tę odległość przebyć w dwie sekundy, podczas gdy Rick idzie, spokojnie, obracając sztyletem w lewej ręce. Łucznik gwałtownie wyciąga kolejną strzałę, lecz w jego ruchach brak precyzji, marnuje zaklęcie wspomagające. Aczkolwiek, nawet bez niego jest w stanie zabić Rick-a, który z tej odległości nie będzie mógł złapać ponownie strzały. Oczy zabójcy są utkwione tylko w jednym punkcie, w oczach łucznika. Wzrok Rick napotyka wzrok innego anonimowego gracza, który na drugim końcu świata trzyma w ręce kontroler i modli się żeby trafił. Dwaj gracze zaglądają w tym krótkim momencie w swoje dusze.
I nagle łucznik znika, połączenie jest przerwane, postać zerwała kontakt, oddała walkę walkowerem. Rick uśmiecha się i mówi:

- Nie graj nigdy tej piosenki Sam.

I również odskakuje z pierwszej, zostaje po nim wyrysowany sztyletem numer konta bankowego w jakimś egzotycznym raju podatkowym. Arena zostaje pusta, dwie postacie leżą nieruchomo w kałużach krwi czekając na restart systemu. Przerywam połączenie.

Nie jest to moje dzieło lecz autorstwa: [PL]_Ihs


Ostatnio zmieniony przez Gość dnia Sob 21:31, 15 Gru 07, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum AoPU Strona Główna -> HydePark Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
gBlue v1.3 // Theme created by Sopel & Programosy
Regulamin